Gdy święta mijają…
Dogasają święta. Nafaszerowana po uszka barszczem, śledziem i kapustą zamykam drzwi auta. W bagażniku szeleszczą papierki po prezentach. Wyłączam kolędy, które towarzyszyły mi w drodze do domu i pozwalam by ciszę wypełniło radio, w którym już wyprzedaże i Sylwester. I miętoli się we mnie smutek, że znowu wyjeżdżam, że znowu zostawiam, że tak szybko… I radość, że już wracam, że za godzinę będę też u siebie.
Jak to pisała nasza noblistka:
Najważniejszy w tragedii jest dla mnie akt szósty:
zmartwychwstanie z pobojowisk sceny,
poprawianie peruk, szatek,
wyrywanie noża z piersi,
zdejmowanie pętli z szyi,
ustawianie się w rzędzie pomiędzy żywymi
twarzą do publiczności (…).
Podobnie mam ze świętami. Kiedy kończy się czas biesiadowania, kiedy na powrót zapełniają się walizki przyjezdnych, kiedy w łazience na ten okres świąt wypełnionej dziesiątkami kremów, past, szczotek, cieni i szminek znowu zostają puste półki, kiedy kawa jest tą “przed odjazdem”, a “nie zapomnij zabrać blaszki po serniku” miesza się z “co wam zapakować na drogę?” zaczynam tęsknić. Jeszcze jestem tam. Jeszcze na stole obrus biały, a pod nim siano, jeszcze patrzę w twarze najbliższych, a już tęsknota we mnie, że za chwilę będę w drodze do siebie. Że znowu się rozstaniemy, że w sumie niby nie daleko, ale tak trudno w całym roku wykroić dzień albo dwa żeby pojechać, żeby się spotkać, żeby przy tym stole… Że kiedy się znowu spotkamy wszyscy będziemy mieli o jedną zmarszczkę więcej i wcześniej będziemy chodzić spać.
I tęsknię też do swojego domu. Tego w którym wszystko na moją modłę. W którym ściany białe i sterylne, bo lubię, w którym pies żyje z kotem jak pies z kotem, w którym radio zawsze ustawione na ulubioną stację. Z którego blisko do pracy i przyjaciół, i codzienności.
I chcę wracać. I chcę zostać. Nie zostawiać najbliższych. I nie zostawiać tych drugich, dalszych do których wracam.
I być tu i tam jednocześnie. I mieć ten spokój i wyrażanie siebie, które dają własne cztery ściany. I mieć to bezpieczeństwo i poczucie spokoju, które daje dom rodzinny.
Chciałabym, by święta trwały cały rok. Albo by nie było ich wcale.
Ale jeśli się nie da, niech będzie jak jest.
Nawet jeśli tak trudno się wraca i tak nie łatwo zostaje.