Chemia – film, który boli
Zdezerterowałam. To miało być wyjście do kina w kilka osób, kiedy nagle wylądowałam w kinie sama. Chciałam ten film mieć w samotności, a po wyjściu nie współdzielić przeżyć ani emocji.
Uwielbiam tę porę dnia, kiedy kina są puste. Kiedy zupełnie nieekonomicznie grają seanse dla pojedynczych widzów. Kiedy siadam i jestem tylko ja i film. I masa przestrzeni, w której mocy nabiera zwykła cisza.
Spodziewałam się, że będę płakać. Ale nie popłynęła ani jedna łza. Bo kiedy toniesz, kiedy twoje stopy ciągną do dna, kiedy nie możesz oddychać oczy pozostają niewzruszone. Tylko otwierają się tak mocno.
Kilka dni po premierze “Chemia” ma już sporo recenzji. Od takich, że słabo i niepotrzebnie, aż po zachwyty, że “film dekady”. Dla mnie to film totalny.
Taki w którym znika scenariusz, gra aktorska, role, dialogi. Jest tylko widz i historia, w której się zapada. Oblepiająca, gęsta, pulsująca, w której zanika granica między tym co w widzu, a tym co na ekranie.
To film gwałtowny. Na granicy videoklipu i pokazu slajdów. Pędzący jak rollercoaster. Główni bohaterowie wciąż nienasyceni sobą, światem, życiem. Zachłanni szczęścia. Pierwsze sceny gdy eksplodują soczystą beztroską drażnią i otwierają w głowie zapadkę “nie można długo tak bezkarnie żyć”.
Nie można…
Nie wiem ile w filmie jest prawdziwej Magdy i prawdziwego Bartka. Nie chcę wiedzieć. Czy gdyby nie był inspirowany prawdziwą historią bolał by mniej?
“Chemia” to opowieść o bezsilności i rozpaczy. O tym, co czuje człowiek, który nie może uratować ukochanej osoby. Bo choć film jest historią Agnieszki, to dla mnie jeszcze bardziej jest opowieścią Benka. Kiedy ona walczy – on może tylko trwać obok, spierać się z Bogiem, bezczynnie patrzeć na wojnę, która rozgrywa się obok, na którą nie może wysłać swoich żołnierzy, bo nie jest jego wojną.
To historia o rzeczach wzniosłych – jest miłość, jest dziecko, jest walka. I cholernie przyziemnych takich jak kasa, praca, procedury medyczne.
W filmie przewija się plejada wyśmienitych polskich gwiazd: Danuta Stenka, Eryk Lubos, Adam Woronowicz.
Kadry wypełnia piękna muzyka wrocławskiego duetu Natalia Lubrano i Dawid Korbaczyński. A kiedy nie ma muzyki – cisza. W wielu scenach to ona brawurowo gra rolę pierwszoplanową.
“Chemia” to film, który chciałabym jak najszybciej z siebie wyrzucić. Nie chcę, by pojedyncze sceny zamieszkały w mojej głowie i wyświetlały mi się w ostatnich minutach przed snem.
Ale to też film, który chciałabym w sobie zatrzymać. I dotykać go czasem, jak piekącej rany na wewnętrznej stronie policzka. By nie zapomnieć o tym, co istotne.
Fot. materiały prasowe