Najfajniejsze kolejki, w których możesz postać we Wrocławiu
Tęsknię za miastem. Mam ten przywilej, że mogę pracować z domu i nie wychodzić bez sensu, gdy nie muszę. Przemykam tylko z psem, wybierając pory i miejsca odludne, wstrzymując oddech w windzie i dezynfekując ręce gdy tylko wyjdę z klatki. I szorując mydłem gdy wracam do domu.
Tęsknię za Wrocławiem. Tęsknię za kawą “na wynos” z Gniazda, którą zabierałam do Parku Staromiejskiego, by na ławce poczytać książkę. Tęsknię za kinem Nowe Horyzonty. Ostatni film, który w nim obejrzałam to “Cóż za piękny dzień” z Tomem Hanksem. Chwilę przed tym jak Tom ogłosił, że On i Jego żona mają koronawirusa. I zaraz przed tym jak rozpadł się świat. Tego dnia zjadłyśmy z Aśką ostatnie quesadille w Panczo. Były posypane pestkami granatu i ozdobione kleksami śmietany, którą Aśka musiała zdjąć łyżką, bo nie może nabiału.
Boże drogi! Jak bardzo chciałabym mieć znowu takie problemy – czy zjeść dodatkową śmietanę i jaki film obejrzeć w kinie…
Tęsknię za miastem. Wspominam te wszystkie chwile, które były mi dane. Knajpy, escape roomy, Nadodrze, Hydropolis, Zoo i parki. Silence disco wyskakane pod Afrykarium, rejsy statkiem o zachodzie słońca, spacery po Rynku, nocne wyprawy na pięknie oświetlony Ostrów Tumski.
Brakuje mi wielojęzycznego gwaru, stukotu tramwajów, zapachu Odry… Brakuje mi tych wszystkich kolejek, w których cudownie trwoniłam czas czekając na lody, chleb albo śniadanie z przyjaciółmi. Z tęsknoty tworze mapy kolejek, w których jeszcze kiedyś chciałabym postać. I nie będę narzekać, że tak dużo ludzi przylazło. I nie będę grodzić się słuchawkami, kindle, ani własnymi myślami. Chcę znowu postać w kolejce!
A Ty drogi mieszkańcu i drogi turysto nie wiesz gdzie postać w kolejce jak się ta cała pandemia skończy i jeśli wszyscy przetrwamy – skorzystaj z mojej listy. Na zdrowie!
1. Polish lody na Bema
To chyba jedna z najbardziej kultowych kolejek we Wrocławiu. Doczekała się nawet swojego Fanpage na Facebooku. Możecie tam zobaczyć niewiarygodne wręcz foty jak długa kolejka potrafiła się ustawić pod lodziarnią. W życiu dwa razy widziałam taką kolejkę po lody. Jedną w najsłynniejszej paryskiej lodziarni Berthillon obok katedry Notre Dame polecanej we wszystkich przewodnikach. Drugą we Wrocławiu. I powiem nieskromnie, że w obu stałam!
2. Piekarnia Pl. Bema 4
Zresztą jeśli chodzi o Plac Bema to ulica wybitnie służąca kolejkom. Poza lodami tłumy ustawiają się tam do piekarni zlokalizowanej pod numerem 4. Pieczywo z tego miejsca jest owiane legendą. Próbowałam – absolutnie zasłużoną! Wstyd przyznać – w tej kolejce nigdy nie stałam. Chleb przywiozła mi niezawodna Agata z “Kuchni w formie”. Gdy tylko znowu będzie okazja pójdę, postoję, mogę kupić chleb dla kogoś kto chce spróbować, a nie lubi w kolejki. A może ktoś będzie chciał iść postać ze mną? Zapraszam!
3. Dinette na Świdnickiej
Z ogromną czułością wspominam śniadania w Dinette. Najbardziej lubię te, do których potrzebujemy dużego stolika i które trwają do południa, gdy menu śniadaniowe zamienia się w lunchowe i można zostać na kolejną butelkę Prosseco. Chodzę tam na urodzinowe śniadania z przyjaciółką i w Jej i w moje urodziny, spotykam się z moją grupą z “Projekt:ja”, zabieram gości. Czasem na stolik trzeba poczekać 15 minut a czasem trzydzieści. Teraz myślę, że nie szkodzi.
W czasach zarazy Dinette zmieniło swój model biznesowy i postawiło w jeden weekend sklep internetowy z pieczywem i swoimi wyrobami. Można kupić też jajka, sery, mleko. Dowożą pod drzwi. Bez kolejki. Czuję jeszcze więcej miłości dla tego miejsca za niezłomność i pomysłowość. Mam nadzieję, że gdy wróci normalność będą tam jeszcze większe kolejki!
4. Włodkowica i Św. Antoniego
W Dzielnicy Czterech Wyznań zawsze można liczyć na jakąś kolejkę. Pamiętam jak zabraliśmy moją mamę do Ośmiu Misek (Osiem dowozi więc obecnie można zjeść i nie stać w kolejce) i jej zdziwienie, że ma czekać przed knajpą aż w środku zwolni się stolik. Dla nas to było takie normalne. Jak w Miskach za dużo czekania to można postać w Vaffa Napoli żeby zjeść pizzę (choć dziecko mówi, że ich foccacia rozwala system) albo w Krvn poprosić o budda bowl. A jak i tam kolejka zbyt długa to można dołączyć do ogonka pod Frytki i Sos. Juliusz Cheddar jest wart każdej odstanej minuty!
Uwielbiam przemieszczać się między knajpami w tej okolicy, czekać na stolik, dosuwać krzesła. Kocham szuranie szklanek, szelest menu, negocjacje, że może boczek, albo że całkiem zgłupiałaś przecież lepiej wege, degustację z wielu talerzy. I to, że podpłomyki z Szynkarni wydają do ciemnej nocy i że nigdy nikt nie robił tam problemu, że wnoszę wino z Pochlebnej.
5. Zoo i Hydropolis
Pamiętam jak kilka lat temu przez półtorej godziny staliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego by kupić bilet. We Wrocławiu w żadnym obiekcie kultury/rozrywki i sztuki nie zdarzyło mi się czekać w kolejce aż tyle. Może dlatego, że zwykle kupuję bilety przez Internet. Ale do samego Afrykarium we wrocławskim Zoo nie raz przyszło nam ustawić się w kolejce. Tłum poruszał się wolno, by zobaczyć pingwiny i foki, a potem przejść się tunelem, w którym nad głową pływają płaszczki.
W Hydropolis byliśmy tuż po otwarciu. A potem jeszcze jakieś cztery razy. Kolejka mijała raczej szybko. W pierwszej sali można się rozejść i zwiedzać kameralnie, nawet gdy miejsce jest pełne zwiedzających. Dziś Hydropolis uchyla swoich drzwi przez Internet i na Facebooku można zobaczyć cuda i dziwy “spod lady” i bez kolejki.
6. Gastro Miasto i miejskie plaże
Nocne życie Wrocławia nie miałoby latem sensu bez wszystkich imprez plenerowych. Na miejskich plażach ciężko zbierać bursztyny, ale wspaniale można postać w kolejkach!
Plażowanie dobrze zacząć od jedzenia, wtedy można dłużej leżeć w hamaku i patrzeć w gwiazdy. Z wielkim sentymentem wspominam Gastro Miasto – event wrocławskiej gastronomii, który w ciepłe miesiące rozbijał się weekendowo przy Moście Grunwaldzkim. Ach w ilu cudownych kolejkach było nam dane tam stać! Do ostryg od SeaFood Market, do kubańskiej kanapki, do wołowiny po koreańsku, do piwa i do ginu z tonikiem. Najbardziej uwielbiałam chodzić tłumnie, zamawiać u różnych wystawców, a potem próbować, dzielić się, a czasem znowu iść do kolejki – bo było tak dobre, że jedna porcja na sześć osób to stanowczo za mało.
Potem spacer do plaży, a tam nowa kolejka po drinki, piwo, przekąski. Gdybym miała wskazać jedną ukochaną plażę – Formo Płynna masz moje serce! Także za chłodne białe wino sprzedawane na butelki – mam nadzieję, że spotkamy się też w tym roku.
To pewnie nie wszystkie wrocławskie kolejki, w których było mi dane stać. To tylko część miejsc, za które trzymam kciuki i które chciałabym, by przetrwały. Wiele z nich walczy – gotują, pieką, dowożą… Jeśli możecie sobie na to pozwolić – wspierajcie je. Tu znajdziecie więcej szczegółów: Wrocław na wynos – baza
Może jeszcze przyjdzie czas gdy spotkamy się w kolejkach.
Tęsknię za miastem. Mam ten przywilej, że mogę pracować z domu i nie wychodzić bez sensu, gdy nie muszę. Przemykam tylko z psem, wybierając pory i miejsca odludne, wstrzymując oddech w windzie i dezynfekując ręce gdy tylko wyjdę z klatki. I szorując mydłem gdy wracam do domu.
Tęsknię za Wrocławiem. Tęsknię za kawą “na wynos” z Gniazda, którą zabierałam do Parku Staromiejskiego, by na ławce poczytać książkę. Tęsknię za kinem Nowe Horyzonty. Ostatni film, który w nim obejrzałam to “Cóż za piękny dzień” z Tomem Hanksem. Chwilę przed tym jak Tom ogłosił, że On i Jego żona mają koronawirusa. I zaraz przed tym jak rozpadł się świat. Tego dnia zjadłyśmy z Aśką ostatnie quesadille w Panczo. Były posypane pestkami granatu i ozdobione kleksami śmietany, którą Aśka musiała zdjąć łyżką, bo nie może nabiału.
Boże drogi! Jak bardzo chciałabym mieć znowu takie problemy – czy zjeść dodatkową śmietanę i jaki film obejrzeć w kinie…
Tęsknię za miastem. Wspominam te wszystkie chwile, które były mi dane. Knajpy, escape roomy, Nadodrze, Hydropolis, Zoo i parki. Silence disco wyskakane pod Afrykarium, rejsy statkiem o zachodzie słońca, spacery po Rynku, nocne wyprawy na pięknie oświetlony Ostrów Tumski.
Brakuje mi wielojęzycznego gwaru, stukotu tramwajów, zapachu Odry… Brakuje mi tych wszystkich kolejek, w których cudownie trwoniłam czas czekając na lody, chleb albo śniadanie z przyjaciółmi. Z tęsknoty tworze mapy kolejek, w których jeszcze kiedyś chciałabym postać. I nie będę narzekać, że tak dużo ludzi przylazło. I nie będę grodzić się słuchawkami, kindle, ani własnymi myślami. Chcę znowu postać w kolejce!
A Ty drogi mieszkańcu i drogi turysto nie wiesz gdzie postać w kolejce jak się ta cała pandemia skończy i jeśli wszyscy przetrwamy – skorzystaj z mojej listy. Na zdrowie!
1. Polish lody na Bema
To chyba jedna z najbardziej kultowych kolejek we Wrocławiu. Doczekała się nawet swojego Fanpage na Facebooku. Możecie tam zobaczyć niewiarygodne wręcz foty jak długa kolejka potrafiła się ustawić pod lodziarnią. W życiu dwa razy widziałam taką kolejkę po lody. Jedną w najsłynniejszej paryskiej lodziarni Berthillon obok katedry Notre Dame polecanej we wszystkich przewodnikach. Drugą we Wrocławiu. I powiem nieskromnie, że w obu stałam!
2. Piekarnia Pl. Bema 4
Zresztą jeśli chodzi o Plac Bema to ulica wybitnie służąca kolejkom. Poza lodami tłumy ustawiają się tam do piekarni zlokalizowanej pod numerem 4. Pieczywo z tego miejsca jest owiane legendą. Próbowałam – absolutnie zasłużoną! Wstyd przyznać – w tej kolejce nigdy nie stałam. Chleb przywiozła mi niezawodna Agata z “Kuchni w formie”. Gdy tylko znowu będzie okazja pójdę, postoję, mogę kupić chleb dla kogoś kto chce spróbować, a nie lubi w kolejki. A może ktoś będzie chciał iść postać ze mną? Zapraszam!
3. Dinette na Świdnickiej
Z ogromną czułością wspominam śniadania w Dinette. Najbardziej lubię te, do których potrzebujemy dużego stolika i które trwają do południa, gdy menu śniadaniowe zamienia się w lunchowe i można zostać na kolejną butelkę Prosseco. Chodzę tam na urodzinowe śniadania z przyjaciółką i w Jej i w moje urodziny, spotykam się z moją grupą z “Projekt:ja”, zabieram gości. Czasem na stolik trzeba poczekać 15 minut a czasem trzydzieści. Teraz myślę, że nie szkodzi.
W czasach zarazy Dinette zmieniło swój model biznesowy i postawiło w jeden weekend sklep internetowy z pieczywem i swoimi wyrobami. Można kupić też jajka, sery, mleko. Dowożą pod drzwi. Bez kolejki. Czuję jeszcze więcej miłości dla tego miejsca za niezłomność i pomysłowość. Mam nadzieję, że gdy wróci normalność będą tam jeszcze większe kolejki!
4. Włodkowica i Św. Antoniego
W Dzielnicy Czterech Wyznań zawsze można liczyć na jakąś kolejkę. Pamiętam jak zabraliśmy moją mamę do Ośmiu Misek (Osiem dowozi więc obecnie można zjeść i nie stać w kolejce) i jej zdziwienie, że ma czekać przed knajpą aż w środku zwolni się stolik. Dla nas to było takie normalne. Jak w Miskach za dużo czekania to można postać w Vaffa Napoli żeby zjeść pizzę (choć dziecko mówi, że ich foccacia rozwala system) albo w Krvn poprosić o budda bowl. A jak i tam kolejka zbyt długa to można dołączyć do ogonka pod Frytki i Sos. Juliusz Cheddar jest wart każdej odstanej minuty!
Uwielbiam przemieszczać się między knajpami w tej okolicy, czekać na stolik, dosuwać krzesła. Kocham szuranie szklanek, szelest menu, negocjacje, że może boczek, albo że całkiem zgłupiałaś przecież lepiej wege, degustację z wielu talerzy. I to, że podpłomyki z Szynkarni wydają do ciemnej nocy i że nigdy nikt nie robił tam problemu, że wnoszę wino z Pochlebnej.
5. Zoo i Hydropolis
Pamiętam jak kilka lat temu przez półtorej godziny staliśmy w Muzeum Powstania Warszawskiego by kupić bilet. We Wrocławiu w żadnym obiekcie kultury/rozrywki i sztuki nie zdarzyło mi się czekać w kolejce aż tyle. Może dlatego, że zwykle kupuję bilety przez Internet. Ale do samego Afrykarium we wrocławskim Zoo nie raz przyszło nam ustawić się w kolejce. Tłum poruszał się wolno, by zobaczyć pingwiny i foki, a potem przejść się tunelem, w którym nad głową pływają płaszczki.
W Hydropolis byliśmy tuż po otwarciu. A potem jeszcze jakieś cztery razy. Kolejka mijała raczej szybko. W pierwszej sali można się rozejść i zwiedzać kameralnie, nawet gdy miejsce jest pełne zwiedzających. Dziś Hydropolis uchyla swoich drzwi przez Internet i na Facebooku można zobaczyć cuda i dziwy “spod lady” i bez kolejki.
6. Gastro Miasto i miejskie plaże
Nocne życie Wrocławia nie miałoby latem sensu bez wszystkich imprez plenerowych. Na miejskich plażach ciężko zbierać bursztyny, ale wspaniale można postać w kolejkach!
Plażowanie dobrze zacząć od jedzenia, wtedy można dłużej leżeć w hamaku i patrzeć w gwiazdy. Z wielkim sentymentem wspominam Gastro Miasto – event wrocławskiej gastronomii, który w ciepłe miesiące rozbijał się weekendowo przy Moście Grunwaldzkim. Ach w ilu cudownych kolejkach było nam dane tam stać! Do ostryg od SeaFood Market, do kubańskiej kanapki, do wołowiny po koreańsku, do piwa i do ginu z tonikiem. Najbardziej uwielbiałam chodzić tłumnie, zamawiać u różnych wystawców, a potem próbować, dzielić się, a czasem znowu iść do kolejki – bo było tak dobre, że jedna porcja na sześć osób to stanowczo za mało.
Potem spacer do plaży, a tam nowa kolejka po drinki, piwo, przekąski. Gdybym miała wskazać jedną ukochaną plażę – Formo Płynna masz moje serce! Także za chłodne białe wino sprzedawane na butelki – mam nadzieję, że spotkamy się też w tym roku.
To pewnie nie wszystkie wrocławskie kolejki, w których było mi dane stać. To tylko część miejsc, za które trzymam kciuki i które chciałabym, by przetrwały. Wiele z nich walczy – gotują, pieką, dowożą… Jeśli możecie sobie na to pozwolić – wspierajcie je. Tu znajdziecie więcej szczegółów: Wrocław na wynos – baza
Może jeszcze przyjdzie czas gdy spotkamy się w kolejkach.