Mama, która nie miała zdania
Ostatnio, z racji zbliżających się rodzinnych wydarzeń dużego kalibru (co najmniej dwie nowe sukienki, dwie pary butów, wizyta u fryzjera, kosmetyczki i manicure hybrydowy), zintensyfikowała się liczba moich wizyt w sklepach z ubraniami. Miedzy półki i regały trafiam w różnych dniach i porach, krążąc między wieszakami, macając, wciągając na siebie i z siebie zrzucając, w poszukiwaniu ideału, który będzie jak z czerwonego dywanu, a jednocześnie tak wygodny jak rozmemłana piżama i na wpół zjedzone przez psa papcie z futrem. Łatwo nie jest. Ale ponieważ wierzę w szczęśliwe zakończenia – na razie się nie poddaję.
Ukrywając się w przymierzalniach zza zasuniętych kotar podsłuchuję i obserwuję mimochodem moje towarzyszki, które też przyszły sobie kupić jakiś fatałaszek. Spodnie z dziurą na kolanie, krzyczące “mam wywalone”, albo zachowawczą sukienkę, której nie skrytykuje żadna mama, babcia ani przyszła teściowa. Różne jesteśmy w tym kupowaniu. Jedne niosą do przymierzalni tylko jedną starannie wyselekcjonowaną rzecz, inne dźwigają naręcze spódnic, spodni i bluzek choć tak naprawdę przyszły po sweter, jeszcze inne od razu niosą do przymierzalni trzy sąsiednie rozmiary, bo nie są pewne czy okrutni bogowie z sieciówek dadzą im dziś szansę wbić się w rozmiar 40, czy będzie to już, nie daj boże, 44, a potem płacz i powrót do domu pieszo,najlepiej piętnaście kilometrów w deszczu.
I kiedy stoję w tych przymierzalniach pół goła i bosa, nad wyraz często dobiega mnie taki dialog:
– Co sądzisz?
– Nie podoba mi się. Nie pasuje Ci to. To nie jest w Twoim stylu.
Nastolatki, młode dziewczyny, panie w średnim wieku, biorą z półek rzeczy, które im się podobają, zakładają je na siebie, a potem wychodzą z przymierzalni i stają przed swoim chłopakiem, narzeczonym albo mężem i pozwalają, by zdecydował, czy to co mają na sobie, jest im do twarzy.
Wsłuchują się w ten drugi głos, jakby nie były pewne co widzą w lustrze. Jakby ich osobiste – “podoba mi się” miało małą siłę rażenia i nie było wystarczająco ważnym powodem, by wydać na siebie swoje własne pieniądze.
Przywykłam, że wiele kobiet ceni sobie zdanie swoich mężczyzn w kwestii fryzury, wysokości obcasa czy doboru sukienki.
Niepokoi mnie jednak, że w ostatnim czasie często widziałam sytuacje, gdy na temat swoich wyborów mama pytała… syna. Ostatnio w jednym ze sklepów usłyszałam, jak na oko 7-8 latek krytykuje wybraną przez mamę spódnicę, którą potem ona karnie odwiesza na stojak i wychodzi.
– Nie ładna, nie podoba mi się, powinnaś mieć zieloną – stanowczo wypowiadał się dzieciak. Ja rozumiem, że część z krytykujących dziś strój mamy chłopców może wyrosnąć Versace albo inny Yves Saint Laurent ale przecież nie każda z nas musi lubić modę od Versace.
Widzę to zjawisko nie tylko w sklepach z ubraniami. Chłopcy mówią mamom jaki telefon wybrać, jakie walizki będą najlepsze.
Widzę współczesne mamy, które w mądrych książkach wyczytały, że dzieci należy traktować jak małych dorosłych. I pozwalają, by ich synowie przejęli rolę ich ojców i mężów mówiąc im co jest dla nich dobre, szczególnie w kwestiach technicznych, bo w tych jak wiadomo facet wie lepiej, bo kobiety wciąż mylą karny i spalony, a wlew paliwa z odpływem w wannie.
Żałuję, że nie pobiegłam za tą kobietą od spódnicy. Że nie wychyliłam się z przymierzalni, by zapytać:
– A pani jak się sobie podoba? Jak się pani w niej czuje? W czym czułaby się pani lepiej?
Że nie powiedziałam:
– Wyglądasz bosko! – dziewczynie, której ojciec powiedział, że sukienka, którą wybrała na studniówkę wygląda jak z bazaru.
Że nie dodałam otuchy koleżance, której chłopak po ścięciu loków, co było jej wielkim marzeniem, powiedział, że jak mogła mu to zrobić, przecież on tak lubił jej długie włosy.
Dziewczyny!
Kimkolwiek jesteście, czy obdarzyłyście się potomstwem, czy wcale nie macie tego w planach – nie dajcie sobie odebrać swojego zdania. Waszego odczuwania. Waszych emocji.
Prawa do noszenia tego, na co macie ochotę. Kupowania bluzek, które w Was wywołują motyle, nawet jeśli Wasz partner kręci na nie nosem i “on by tego nie ubrał”. Wybierania telefonu, który może wcale nie zrobi najlepszych zdjęć, o czym z wyższością przekonuje Was nastoletni syn, ale za to jest różowy i pasuje do niego etui w kształcie pączka.
Waszej wolności do samosądu o sobie. Waszej odwagi. Bądźcie dla siebie dobre. I nie pytajcie nikogo czy Wam wolno.
Fot. Pixabay/Comfreak